Wysłany: Czw 31 Gru, 2009 Polski punk rock kończącej się dekady.
Minęły lata 80-tę, nie wrócą 90-tą, a dziś żegnamy lata... 00-tę? ( )
w każdym razie dziesięciolecie te, było uboższe w nurcie okołopunkrockowym niż jego poprzedniczki. Odeszło wiele ś.p. kapel, ze względu na niż demograficzny na scenie pojawiło się niewiele ciekawych (moim skromnym zdaniem). A waszym?
Jaka kapela powstała w latach (przyjmijmy, że) '00-tych przypadła wam najbardziej do gustu, a czyją stratę odczuliście najbardziej?
Jak dla mnie najsmutniejsze było na pewno odejście Post Regimentu w 2001 bodaj roku a najkorzystniejsza chyba reaktywacja zjednoczonej Ga Gi i Zielonych Żabek
_________________ "To jest punk rock, stary - tu się kradnie i morduje!"
The Damrockers , The Pils, Niters, The Freaks(Zwierzak tylko nie wal gruchy jak to przeczytasz ) To kapele, które są bardzo na plus, jak dla mnie... szkoda, że Pilsi się rozpadli ;/
nie są to chyba kapele, o których będziemy na prawdę pamiętać...
historia to zweryfikuje, ale ja obstawiam, że zapamiętamy pewnie z tych czasów El Bandę. Dziwnie się czuję, bo to są lata moich początków w pankroku, czułem że wszystko się jakoś na tej scenie krystalizuje do obecnej formy i ewoluuje z tego, co było w latach 90' i to samo działo się ze mną. W moim wypadku lata ok. 2000 - 2005 to był u mnie boom na Analogsów (choć tych można wrzucić do wora lat 90' ) i wiem, że wielu ludzi się spuszczało wtedy jeśli idzie o nich, kiedy wyszedł krążek "Blask Szminki". Grają sobie dalej, zapamiętamy ich, a zespoły z ostatniej dekady to w jakimś sensie ich pokłosie.
Kolejną kapelą ostatniej dekady są dla mnie Bulbulators. Akurat wpasowują się w te ramy czasowe.
Zapamiętam też na pewno: Eye For An Eye, BDK, 666 Aniołów....
Wymieniliście dość świeże kapele, ja staram się jakoś na to popatrzeć z szerokiej perspektywy i zastanawiam się o czym będziemy pamiętać za te np. 10 lat.
Nic nie wpada mi na razie do głowy..
To kapela z 1 miejsca I-wszej ligi! ale oni grają już 20 lat ponad, więc ich nie uwzględniłem
Biały napisał/a:
Zapamiętam też na pewno: Eye For An Eye, BDK, 666 Aniołów....
EFAE i BDK owszem na 666 Aniołów ciśnienia nie mam, bo co nowego wnosi Coverband Misfits ?
Ja patrzę na zespół przez pryzmat jego twórczości. Fakt dobrze czasem na koncercie posłuchać jakiś cover. ale Kapela, która tylko coveruje, czy może zmienia język tekstów... nie wiem jakoś to dla mnie mało atrakcyjne. Chociaż Dumbs, czy 666 Aniołów, to taka metoda zastępcza, dla osób nie mających innej opcji posłuchać na żywo Misfitsów, czy Ramones
Dołączył: 12 Paź 2006 Posty: 311 Skąd: To tu To tam Płeć:
Wysłany: Sob 02 Sty, 2010
Ja podzieliłbym 10lecie na kilka nurtów muzycznych:
Początek dekady - Skarpeta "kto dzisiaj robi dym Psychobilly i jego team"
Rok 2002 - Zamieszanie na scenie punkowej robią zespoły Sg&Rb oraz CKOD. Okazuje się jednak że są to zespoły jednej płyty.
Sg&Rb się rozpada a ckod po wydaniu ciekawej płyty ruchem prostoliniowym schodziło na dno.
Po tych płytach zmieniło się trochę w podejściu do punk rocka.
2003 Radical Sound System - mieszanka reggaeowo-dubowych pulsacji i punkowej ekspresji ocierającej się równie o hip-hop. Świetne numery "Miasto" i "Chłopaki".
2004/2005 Wydanie 1 płyty Miguel and the living dead oraz koncerty Old Skull. W tle wymieniłbym w tych klimatach jeszcze Wieże Fabryk.
2004/2005 Eye for an eye (dopiero 2004 r gdyż od wydania 2 płyty kapela była coraz bardziej zauważalna) oraz El banda. Ciekawym projektem w tym nurcie wydaje się być Utopia. Dlatego czekam na ich nowy materiał.
Po 2005 r. - Pojawienie się na scenie LD50 oraz Damrockers, Tife Tife, On yer bike jako powrót do grania muzyki energicznej i przebojowej. I chyba ten kierunek najbardziej mi odpowiada.
Jest kilka kapel które zwróciły moją uwagę ale czekam na ich progress przy następnych płytach.
Być może są też kapele których jeszcze nie znam a są zajebiste.
Niestety nie zauważyłem nic ciekawego w powstałych w minionym 10leciu kapelach typu hard core oraz oi. Może dlatego że w niewielkim stopniu się tym interesuje i mało bywam na takich koncertach. No może wyróżniłbym z hard core Daymares
Zdecydowanie 10lecie uboższe od poprzedniego i może dlatego mieliśmy kilka reaktywacji mniej lub bardziej udanych.
_________________ Powoli będę szedł po śniegu za głosem wiatru północnego, co w wiecznej burzy i zamieci swobodny wieje od stuleci
i grożąc ziemi, grożąc niebu, człowieka uczy swego gniewu
faworyci: Damrockers,Niters, Miguel and the living dead, BdK, Castet, The Sandals,Werwolf 77, Tight Finks i napewno bardzo dobrze zapowiadający się The Viants czy Dead Pony.
_________________ PAMIĘTAJ CHUJU ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ!
Nie wypada pominąć kapel strikte oi-owych, jak: Horrorshow, Skunx, All Bandits czy chociażby Zbeer czy The Gits (to kurwa nie fajny zespół) co prawda kapele te w większości zaczynały działalność w latach 90 ale mozna podpiac pod lata OO-te, bo preżnie działają; a propos te united to o dupe rozbić jak alkoholu za duzo na gigach, united idzie sie pierdolic
Damrockers - bo tak się gra punkrocka, w dodatku jeszcze mają jak to się mówi "pomysł na siebie". Kapela oryginalna, nie do podrobienia. Wycinają zgrabne przebojowe numery które zapamiętuje się i nuci pod prysznicem albo smażąc kotlety podświadomie. Jak ktoś twierdzi że ten album był słaby to niech wraca do przebojów rubika.
Pils - Świetny debiut, szkoda że się ta kapela rozpadła zanim się rozpędziła. Muzycznie świetnie, tekstowo miejscami trochę słabiej, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Chłopaki wyciągnęli wszystko co się da wyciągnąć z tych przysłowiowych trzech akordów.
BDK - bardzo "różnorodna" kapela, nieraz dosyć szybko i ostro, nieraz więcej melodii. teksty bardzo dobre, napisane z jajem i bez lirycznej żenady oraz wpadek.
Bulbulators (chuj ze grają 20 lat, "Aut punk aut nihil" to jeden z lepszych albumów ostatnich lat) Koncertowo kapela namber łan w Polsce, nie dają słabych występów, no a gig z Ustki z Ramzesem przeszedł chyba do historii.
Ld 50 - "Jara się" piękny album, leciał u mnie w kółeczko bardzo długo. "Retropunk" lubie wybiórczo, nie wszystkie kawałki są dobre, za to już drugi krążek, bez słabych punktów.
Dumbs - po wydaniu "Worst Nightmare" ja byłem zachwycony , naprawde przebojowe ramonesowe granie. świetnie że ta płyta nie była "coverowa". Jako przeciwnik rypania całych płyt z coverami a tymbardziej ze spolszczonymi tekstami, sceptycznie podszedłem do drugiego krążka, a jednak - wciągnąłem tą płytę gładko dosyć i do tej pory uważam za fajne przedsięwzięcie. Plus dla Niki za udział w tej płycie.
Castet - za grania szybko, prosto, hardcore'owo bez tego napinactwa które czyni scene HC śmieszną. Teksty prześmiewcze, z przymrużeniem oka. Fajnie, że da się nagrać hc płytę tak aby słuchacz nie potrzebował książeczki z tekstami aby wiedzieć o czym dana piosenka jest.
"On yer bike" zaliczyłbym do największych zawodów muzycznych ostatniej dekady. Material kiepsko zagrany, kiepsko zmiksowany, teksty dla mnie nie do przejścia. A miało być świeżo, siódemkowo, myślałem że oni będą debiutem roku.
BDK - nuta pierwszorzędna, teksty świetne. Szkoda, że już ich szlag trafił..
Castet - mistrzostwo w swojej klasie . Tak jak koniu powiedział; hc zagrany w taki sposób, że wszystko słychać wyraźnie, tekstowo bez pierdolenia, z jajem. Bomba
SARI SKA BAND - mnie się podoba . Skocznie i przyzwoicie.
EFAE i El Banda - moim zdaniem najlepsze wydawnictwa pasażera.
In Vitro - najbardziej kopiący po jajach debiut 09'. Muzyczny pałer, teksty pełne wkurwienia, tak jak trzeba!
Dopiero teraz załapałem, że chodzi o polskie kapele
Wielką tragedią i rozpaczą jest koniec coalition i aprila... Dwie ŚWIETNE kapele, których nie widziałem, które sobie bardzo cenię i których już nie zobaczę...
---
wielki plus dla 666 Aniołów - dla mnie to ogromna petarda, szkoda że się porozpadali.
The Cuffs !!! - Kolejny genialny polski band, łykam w całości. Dumbs, BDK, Damrokers, Miguel, Castet - dużo by wymieniać - same perełki.
Albumem o którym nie zapomnę jest "Dzień Gniewu" - Włochatego. Mam bardzo duży sentyment do tego materiału.
Pasażer #17 i składak Ostry Dyżur ( chyba w tych latach, o ile się nie pomyliłem ) - dwie moje ulubione pankowe składaki. dodam jeszcze Garaż #23. Plus dla nich.
_________________ "czy zastanawiałeś się, co być zrobił gdybyś mógł, bezkarnie zabijać, gdybyś był jak bóg"
Moje typy: El Banda, Damrockers, LD 50, EFAE i Bdk to zdecydowanie królowie polskiego punka i hc w pierwszej dekadzie XXIw.
Dalej lecą na pewno Dumbs, Whitman, Masskotki, Miguel & the Living Dead, Bulby (choć oni to zaczynali jeszcze w 90.), Analogs w sumie też, choć moim zdaniem najlepszy ich okres był wcześniej, przed 2000 rokiem.
Jakoś nie pamiętam za bardzo początku dekady, a może po prostu nie działo się tak wiele.
Żyję dniem dzisiejszym, dlatego jestem pod wrażeniem obecnych, doskonałych "fal", takich jak młode hc (Goverment Flu, Deathrow, Hard to Breathe, Blind Date, The Fight) i moda na granie rockenrola, która się narodziła przecież u nas całkiem niedawno. Tu sporo jest kapel, które nie bardzo tworzą jakąś spójną scenę, ale są super: Soulburners, Black Tapes, The Cuffs, i pomniejsze, jak Hulk Hogan czy Dead Pony.
Istotnym zjawiskiem dekady był wystrzałowy rozkwit, a później mało widowiskowa śmierć mody na psychobilly. Jeszcze parę lat temu w Warszawie np. to był totalny amok, a dziś działa niewiele kapel, które widownię mają raczej skromną.
Początek XXI wieku zostanie też zapamiętany jako powstanie d-beatu nad Wisłą. Nie bardzo się czuję na siłach wymieniać, wiem tylko, że przed 2000 rokiem nie słyszałem nawet samego terminu, a teraz zewsząd.
Skończyła się też ostatecznie szaleńcza moda na crust i anarcho-punka. Kiedyś nie do pomyślenia był punkowiec niesłuchający choć paru zaangażowanych kapel, a dziś to norma, że na jednym koncercie występują zespoły "z przekazem" i bez. Zespoły crustowe chyba też częściej śpiewają o apokalipsie świata i degrengoladzie człowieczeństwa niż o rewolucji, weganiźmie etc.
tak ogólnie to z tym tematem to się pośpieszyliśmy trochę i te wspominki i rozważania sobie zostawić powinniśmy na za rok. Wtedy to właśnie minie pierwsza dekada XXI wieku. Przez ten rok może się jeszcze sporo wydarzyć. Tzn, ja osobiście mam nadzieje że się wydarzy. Ale chuj tam, nie psujmy sobie zabawy, ten temat stoi powyżej średniej punkserwisowej
Istotnym zjawiskiem dekady był wystrzałowy rozkwit, a później mało widowiskowa śmierć mody na psychobilly. Jeszcze parę lat temu w Warszawie np. to był totalny amok, a dziś działa niewiele kapel, które widownię mają raczej skromną.
nad tym bardzo ubolewam, bo lubię
_________________ Si Deus nobiscum, quis contra nos?
Ale nic straconego, 100 Inch Shadow - powstały na gruzach Coalition - fajnie gra, ale jednak wokal z Coalition lepsiejszy.
Podtrzymuję to co panowie piszecie, od siebie dorzuciłbym jeszcze:
-NOxSE - jak dla mnie kawał dobrego pankroka, wydawnictwa do ściągnięcia za friko, udostępnione przez twórców . Kapela nie wiem kiedy powstała, ale mnie robi.
-Regres (choć powstały w '99) początkowo mi nie wchodził, ciężko było przyzwyczaić się do charakterystycznego śpiewu Pabla, ale po pewnym czasie i przesłuchaniu nowej płyty - Ta iskra wciąż płonie polubiłem, ba, zajebiście polubiłem.
-Schizma '90 - subiektywnie dosyć, bo z tego co wiem, opinie są podzielone. Wg. mnie fajnie, bo starszy materiał lepiej wchodzi.
-Vespa ! (a.d. '97), ale na koncertach wymiot, zabawa super. Jak nikt potrafią zabawiać publikę.
-wymieniłbym tu parę hc/punk zespołów, które są dosyć klawe, no ale kłóciłoby się z tematyką tegoż tematu.
Tak trochę abstrahując od tematu tego wątku, chciałbym rozgrzebać pewną sprawę, która mnie dosyć irytuje. Chodzi mi o frekwencję na gigach wszelakiej maści.
Podam czytelny przykład - punky reggae live (na które, mimo wszystko, w tym roku pewnie wybędę bo KSU nie miałem okazji live widzieć, resztę zespołów pewnie przesiedzę przy piwie) przyciąga MASĘ ludzi. Fakt, że są to dziewczynki w wieku 13-15 lat, oraz liczna brać tzw. studenciaków, czy innych pankuf.
Na koncerty, na które powinno przychodzić dużo ludzi, gdyż tuzy grające są ni mniej ni więcej tylko w chuj zajebiste, przychodzi 15-20 ludzi. Gadałem z ludźmi z innych rejonów PL, sam mieszkam na obszarze Jury Krk-Częst, i jest u nich tak samo.
Przykład? Koncert Whitmana i The Coiots w Zawierciu. Może i zapadła dziura, ale połączenia kolejowe ma całkiem ciekawe, dojazd z Częstochowy to góra 40 minut, z Katowic coś koło godziny. Przyszli prawie sami znajomi, było może, hm, z 30 osób? Zabawa pod sceną - 10 osób? Przy cenę za wejście 3-4 zł, no japierdole. Innym przykładem może być koncert Fortu B.S., który było saportem dla Leniwca (choć myślę, że powinno być na odwrót...) - na Leniwcu dużo osób, fajna zabawa, ale na Forcie nikt (sic!) się nie bawił, a samemu pogo się zrobić nie da. Nie wiem, czy wynika to ze skomercjalizowania współczesnej muzyki, nazwijmy ją, alternatywnej, czy z głupoty moich, jak by nie było, rówieśników.
Czyż to nie dziwne, do cholery?
Czy może pank się po prostu przejadł? Czy modniej i wygodniej iść na koncert farben lejre/piżamy porno?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz załączać pliki na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum