Wlasnie obejrzalem Wszyscy Jestesmy Chrystusami, naprawde bardzo dobry film. Jest szansa, ze udowodnimy, ze stac nas na wiecej niz Klan. Swietne.
_________________ shame on a nigga who try to run game on a nigga
wu buck wild with the trigger!
shame on a nigga who try to run game on a nigga
paliwoda [Usunięty]
Wysłany: Wto 11 Lip, 2006
właśnie przeczytałem malowanego ptaka kosińskiego... dawno nic mnie tak nie ruszyło
Kod:
polecam
Cytat:
Jesienią 1939 roku rodzice sześcioletniego chłopca z dużego wschodnioeuropejskiego miasta wysłali go do odległej wioski, aby tam znalazł bezpieczne schronienie. Pewien człowiek zgodził się, za sowitym wynagrodzeniem, umieścić dziecko u chłopskiej rodziny. Nie mając innego wyjścia, rodzice powierzyli mu syna. Chcieli uchronić go od niebezpieczeństw i mieli nadzieję, że z czasem znów się połączą. Jednak bieg wypadków udaremnił ich plany. Stracili kontakt z człowiekiem, który ulokował dziecko na wsi. Musieli liczyć się z tym, że nigdy nie odnajdą syna. Kobieta, która wzięła do siebie chłopca, umarła dwa miesiące później. Od tej chwili wędrował samotnie od wioski do wioski. Te, w których przyszło mu spędzić następne cztery lata, różniły się pod względem etnicznym od jego miejsca urodzenia. Niemiecka okupacja pogłębiała nędzę i zacofanie regionu. Chłopca uważano za przybłędę, Cygana lub Żyda, a udzielanie schronienia Cyganom i Żydom narażało jednostki i społeczności na najsroższe kary ze strony Niemców.
Wczoraj obaliłem Miasto Zaginionych Dzieci nawet daje rade, ale narazie mi się nie chce pisać
_________________ IQ jeden z drugim ma 102 a punk 77.
socobuska
Dołączyła: 08 Sie 2006 Posty: 44 Skąd: koronowo/bydgoszcz/torun Płeć:
Wysłany: Śro 09 Sie, 2006
filmy: "Przejrzeć Harrego" "Human Traffic" "MIS" "REJS" "Trainspotting" "Las Vegas Parano" "One Missed Call" "My Own Private Idaho" "Pulp Fiction" "Sky" "Run Lola Run" "The Man Who Cried" tyle co teraz mi przychodzi do głowy
książki: "daj mi" - moge czytac do bolu!
jesli podobało ci sie human traffic koniecznie zarzuć sobie trainspotting film o niebo lepszy ( co nieznaczy ze H.T. był zły )
_________________ black punx hate western lifestyle
socobuska
Dołączyła: 08 Sie 2006 Posty: 44 Skąd: koronowo/bydgoszcz/torun Płeć:
Wysłany: Czw 10 Sie, 2006
maciek333 napisał/a:
koniecznie zarzuć sobie trainspotting film o niebo lepszy ( co nieznaczy ze H.T. był zły Wink )
a czytaj uwaniej trainspotting'a tez wymieniłam, z 10 razy widziałam i zgadzam sie o niebo lepszy!!!, natomiast co do HT to taka bajczeka jak dla mnie zapychacz czasu w wolne dni obejrzec zawsze mozna
Dołączył: 13 Sie 2006 Posty: 71 Skąd: lóblin łajt trasz
Wysłany: Pią 18 Sie, 2006
Harry Lepper prosil, wiec zamieszczam kilka wrazen n/t "Clerks 2".
Clerks 2 - co prawda nie pamietam juz jedynki, bo ogladalem dawno wiec porownanie nie bedzie sie raczej odnosic do poprzednika. Film w porzadku, wszyscy sie postarzeli, ale tak naprawde niewiele sie zmienilo. Nadal jest wiele gawed o komiksach, filmach, ale pojawiaja sie tez powazniejsze problemy - zakladanie rodziny i podejmowanie rzutujacych na przyszlosc decyzji, a nie tylko stanie w jednym miejscu [z czym np. o ile dobrze pamietam z jedynki Dante nie potrafil sobie poradzic - czy to jego dziewczyna chciala go przekonac do tego, ze stac go na wiecej??? nie pamietam]. Jest tez milosc i wiele "toaletowego" humoru, w ktorym Smith jest calkiem niezly. Polityczna poprawnosc takze jest wysmiewana. Poziom... Bergman to to nie jest, miejscami zbyt lzawo hollywoodzko, klasycznie, chociaz Smith stara sie wprowadzic nowy sztafaz do klasycznych oklepanych miliony razy scen - UWAGA SPOILER!!! - np. wyznanie milosne podczas aktu "milosnego" kolesia z oslem - KONIEC SPOILERA - ale i tak w miare przyjemnie sie oglada. Nic nowego z filmu nie wynioslem, prawdy zyciowej zadnej przede mna nie odkryl , troche rubasznego smiechu, poltorej godziny przyjemnej rozrywki, w sumie mozna obejrzec tylko jesli sie lubi Smitha, inaczej mozna sobie spokojnie darowac.
Clerks 2 całkiem dobry film. Jeśli ktoś zaczyna oglądać filmy Kevina Smitha polecam zacząć od ''W pogoni z Amy'' zdecydowanie najlepszy film jego autorstwa. Zresztą cała trylogia New Jersey jest dobra (Clerks, Mallrats i W pogoni za Amy) . ''Dogma'', ''Jay i Cichy Bob kontratakują'', ''Drawing Flies'' też dość ciekawe. Niestety nigdzie nie mogę dostać ''Vulgar"
Harry Lepper
Dołączył: 28 Cze 2005 Posty: 56 Skąd: Pulawy
Wysłany: Śro 06 Wrz, 2006
"Anything Else" - Woody Allen (2003)
Pierwszy film Allen'a, ktory obejrzalem swiadomie i dzieli ktoremu, w miare swoich mozliwosci, postaram sie obejrzec cala jego filmografie.
Film opowiada historie mlodek autora tekstow dla komikow (o ile sie nie myle gra go kolo znany z American Pie), a wlasciwie jego znajomosci z 60 letnim kolega z branzy (Allen). W wyniku tej znajomosci zycie mlodego komika stopniowo zmienia sie, az na koniec pali on za soba wszystkie mosty. Plusem filmu sa ciekawe postacie i relacje miedzy nimi, dobre dialogi, odrobina absurdu z poczuciem humoru.
"Rocco i jego bracia" - mój pierwszy film w reżyserii Luchino Viscontiego. To niemal epicka opowiesć jednej rodziny która z prowincji w poszukiwaniu pracy przyjeżdza do Mediolanu, oraz głęboko odmalowany obraz relacji między pięcioma braćmi. Film bardzo 'włoski' (matriarchat), zachaczający o problematykę społeczną (problemy społeczenstwa końca lat 50) oraz analizujący pojęcie miłosierdzia, nienawisci, jego roli w stosunkach rodzinnych (widoczne inspiracji katolickie). Genialna rola Delona. Film trwa trzy godziny ale warto, mimo ze posiada pewne wpadki czy niepotrzebne elementy (niepotrzebne i nieudane przestawianie narracji/analizowanie po kolei kolejnych braci, drobne wpadki montazowe).
_________________ "po kapelach krastowych moge stwierdzić gołym okiem że peja ma więcej wspólnego z punk rockiem"
Kilka dni temu, aby odreagować ciężki dzień w pracy wybrałem się do kina.
Jak można się było spodziewać, padło jak zwykle na ekstremę - Młodość Maksyma, dziełko radzieckiej kinematografii w reżyserii niejakiego Kozincewa. Film powstał w roku 1935 i jest pierwszą częścią Trylogii o Maksymie, opowiadającej historię życia prostego, petersburskiego robotnika który daje się pociągnąć rewolucyjnej zawierusze, by już w Kraju Rad awansować na czołowego działacza Partii.
Akcja pierwszej części rozgrywa się w Petersburgu, w latach poprzedzających rewolucję. Krótki prolog wprowadza widza w codzienność bolszewickiej konspiracji, której przewodzi stary robotniczy działacz Poliwanow. Chlebem powszednim rodzącej się partii komunistycznej są podówczas policyjne szykany, aresztowania i lokouty, którym działacze starają się dać odpór drukując podziemnie odezwy wzywające do strajków i stawiania oporu fabrykantom. W owym czasie młody, nieuświadomiony proletariusz, tytułowy Maksym, staje się świadkiem śmierci jednego ze swych przyjaciół, Andrieja, który umiera wskutek zaniedbań bezpieczeńswa pracy w fabryce. Wydarzenie to rozpoczyna mentalną przemianę bohatera, który dzięki wnikliwej obserwacji rzeczywistości, a także kontaktom ze współpracowniczką Poliwanowa, Nataszą, z prostaka przeistacza się w zaangażowanego członka partii potrafiącego przemówić do tłumu podczas spontanicznej manifestacji po śmierci innego robotnika. Rewolucyjne ścieżki prowadzą go jednak do tiurmy, z której w niedługim czasie zostaje wypuszczony; traci tam jednak ostatniego przyjaciela, Diomę, który stał się przypadkowym uczestnikiem zamieszek i zostaje powieszony. Maksymowi nakazano opuścić Petersburg oraz wygłoszono długą listę guberni w których ma zakaz osiedlenia się; nie trzeba dodawać, że jest to ścisły spis wszystkich regionów Imperium.
Bohater zaczyna więc ukrywać się w podpetersburskich lasach gdzie uczęszcza na organizowane przez Poliwanowa tajne narady strajkowe, podczas których stary bolszewik czytuje zebranym listy Lenina. Jedno z tych spotkań staje się celem policyjnej obławy z której Maksymowi udaje się uciec, natomiast Poliwanow odnosi rany. Wkrótce po wyzdrowieniu, w nagrodę za postawę i zapał powierza Maksymowi misję....ten znając wagę zadania zgadza się opuścić stolicę, niechętnie rozstając się z Nataszą wymieniwszy zaledwie jeden twardy, bolszewicki pocałunek.
Fabuła, jak można się było domyślić, jest do bólu naszpikowana propagandą zarysowującą ostro różnice między światem robotników a przedsiębiorców. Liczne są sceny podkreślające niegodziwość fabrykantów, jak np. ta, w której dyrektor zakładu decyduje się zdjąć czapkę nad ciałem zmarłego w wypadku robotnika dopiero pod wpływem stanowczego sprzeciwu załogi. Kolaborujący z nim majster to niesympatyczny grubas nadużywający władzy. Co dziwi, zaskakująco niewiele jest aluzji do złośliwości carskiej policji - zapewne domyślni twórcy zwrócili uwagę, że zbyt jaskrawe odmalowanie stróżów prawa mogłoby nadszarpnąć zaufanie do radzieckiej milicji, a przynajmniej pozwoliłoby widowni skojarzyć zaobserwowane scenki z tymi znanymi z codzienności. Oczywiście, robotnicy przedstawieni są jako nieskazitelni, prości ludzie, krzywdzeni i wyzyskiwani przy każdej okazji. Bolszewicy jako jedyni dbają o ich edukację prowadząc szkółkę niedzielną będącą w rzeczywistości przykrywką dla politycznej indoktrynacji. Prolog z kolei jest pretekstem do oczernienia mieńszewików: Poliwanow ścigany przez policję przypadkiem trafia na bankiet sylwestrowy jednego ze swych dawnych przyjaciół, z którym jak twierdzi "kiedyś czytał Marksa". Teraz jednak, po klęsce rewolucji 1905 roku dołączył do złych kapitalistów - ohoczo popija szampana odziany w gustowny frak w przedpokoju swej okazałej rezydencji.
Z powyższych powodów ciężko dotrwać do końca filmu; wrażenie potęgują jeszcze zbyt pieczołowicie opracowane kadry, przeciągające się sceny i krańcowo ekspresyjna gra aktorów: moment spotkania Nataszy przez Maksyma po wyjściu z więzienia trwa ponad pięć minut, z czego cztery to gra spojrzeń. Najlepsze wrażenie robią pierwsze kadry - świetnie, dynamicznie skręcony sylwestrowy kulig w strugach szampana przy dźwiękach cygańskiej muzyki sprawia wrażenie żywcem wyjętego z Dostojewskiego. Później niestety jest coraz gorzej, nieznośne dłużyzny ociekające ideologią ciekawszymi momentami przetykane są z rzadka: pewne wrażenie robi scena zamieszek podczas których Maksym zostaje nieoczekiwanie przywódcą tłumu. Reżyser starał się to nudzenie przełamać nieco musicalową konwencją: w filmie sporo się śpiewa, a są to i prymitywne przyśpiewki, i poruszające robotnicze hymny. Nie zdołało to jednak zatuszować topornej propagandy, która na początku nie przeszkadza, a później męczy, by na koniec otwarcie denerwować. Początkowo miałem ochotę wybrać się na pozostałe części tej trylogii, ale po przemyśleniu odpuściłem.
Film ten jednak zapisał się w historii kinematografii. Z jednego powodu - muzykę skomponował Dimitrij Szostakowicz, i to z niej pochodzi słynny i nieśmiertelny pijacki szlagier:
Gdzie jest ta ulica,
Gdzie jest ten dom,
Gdzie jest ta dziewczyna,
Co kocham ją.
Harry Lepper
Dołączył: 28 Cze 2005 Posty: 56 Skąd: Pulawy
Wysłany: Czw 07 Wrz, 2006
Tetsuo aka The Ironman - Shinya Tsukamoto (1988)
Ten film jest kolejnym, po "Ichi the killer", moim krokiem milowym w strone japonii. Bodajze jest to pierwszy film traktujacy o konflikcie czlowieka z maszynami badz szerzej o problemie zaleznosci czlowieka od nich. Film rozpoczyna sie scena, gdy jeden kolo nacisna sobie udo i umieszcza wen metalowa czesci. W ranie pojawiaja sie robaki, a sam kolo wpada pod samochod. U kierowcy auta po pewnym czasie zaczynaja pojawiac sie stopniowe symptomy transformacji w maszyne. Kolejne bolesne przemiany w maszyne pokazane sa w bardzo sugestywny sposob. Przeobrazeniu w maszyne ulega rowniez osobnik z pierwszej sceny filmu, tak aby obydwaj osobnicy zjednoczyli sie, na koniec filmu, w jedna mechaniczna istote. Ogladajac Tetsuo niemal bez przerwy zastanawiasz sie, czy dany element zostal umieszczony ot tak, czy niesie za soba jaki przekaz, jest jakas alegoria (np. transformacja kutasa w ogromne wiertlo, na ktorym ginie partnerka bohatera).
Film powstal na czarnobialej tasmie, co wraz z bardzo dobra muzyka i niesamowitymi zdjeciami daje niepowtarzalny efekt. Sceny poruszania sie bohaterow przez miasto, za pomoca silnikow umieszczonych w stopach, czy same transformacje wciagaja oko w ekran.
Tetsuo II: Body Hammer - Shinya Tsukamoto (1992)
Druga czesc Tetsuo, trudno powiedziec czym jest – na pewno widac nawiazania do pierwszej czesci, ale na pewno nie jest to jej fabularna kontynuacja. Film opowiada o tokijskim biznesmanie, ktoremu uprowadzono syna. Bohater zostal adopotowany w wieku 8 lat i nie pamieta niczego z wczesniejszego okresu. Aby odzyskac i ochronic syna, za porwaniem ktorego stoi grozna sekta, biznesman postanawia zyskac na sile – rozpoczyna cwiczenia fizyczne. Wraz z tym powoli zaczyna odzyskiwac pamiec z wczesnego dziecinstwa. W koncu sam wpada w lapy sekty, ktory eksperymentuje na jego psychice. Powoduje to powrot wszystkich wspomnien i odrodzenie w nim niszczycielskiej natury. Okazuje sie bowiem ze w dziecinstwie byl szkolony przez ojca na „ludzka bron”, a pamiec stracil w wyniku szoku, po zamordowaniu, sila woli, swoich rodzicow. Teraz przechodzi on szokujaca metamorfoze ze spokojnego obywatle w smiertelnie groznego cyborga. Teraz najwazniejsze dla niego okazuje sie piekno niszczenia, poswieca dla niego nawet swoja rodzine.
Film obejrzany zaraz po pierwszej czesci, nie robi takiego wrazenia jak ona. Jak dla mnie nie najlepszym pomyslem bylo przejscie na kolorowa tasme. Niektore rzeczy, ktore wspaniale wygladaly na szaro, w kolorze nie wygladaly juz tak fajnie. Chociaz jak na owe czasu zastosowano tam wspaniale efekty specjalne, to jednak dzisiaj niektore z nich wywoluja usmiech na twarzy.
"Tetsuo" wbija w fotel
z drugą częścią gorzej
trochę namieszałeś z opisem fabuły dwójki
polecam późniejsze filmy Tsukamoto, zwłaszcza "Węża czerwcowego" i "Vital"
Bohaterem "Tokyo Fist" jest zapracowany biznesmen Tsuda. Jego pozbawione większych emocji życie nie wpływa najlepiej na coraz bardziej nijaki związek z Hiruzu. Pewnego dnia spotyka starego kolegę ze szkoły średniej, który obecnie jest bokserem. Kojima, bo tak na imię ma owy kolega bokser, pewnego dnia odwiedza samą w domu Hiruzu co kończy się pewnymi niejasnościami (tak, tak, chodzi o seks) i wynikającymi z nich podejrzeniami rodzącymi się w glowie Tsudy. Zazdrość Tsudy niszczy związek z Hiruzu, wreszcie dochodzi do starcia z Kojimą, któro dla Tsudy kończy się fatalnie. Wreszcie Hiruzu opuszcza swojego narzeczonego i zamieszkuje u (o zgrozo!) Kojimy. Tsuda dostaje szału, popada w obsesję i szybko sam postanawia zacząć trenować boks, aby móc się krwawo zemścić.
O ile w "Tetsuo" chodziło o udoskonalanie swojego ciała poprzez wszczepienie metalu, tutaj Tsukamoto pokazuje nam fascynację bardziej "ludzkim" jego umocnieniem, bo poprzez najzwyklejsze treningi. Powiększające się mieśnie, polepszajacasię kondycja, a co za tym idzie - powiększająca się obsesja i narastająca agresja. Zresztą ową agresję Tsukamoto udało się uchwycić idealnie, "Tokyo Fist" pełne jest gniewu i istnego szału zabijania, któremu dodatkowego szaleństwa dodaje ostra industrialna muzyka. Ale muzyka ta wcale nie byla konieczna, aby dodac tu szalenstwo, bo sam w sobie ten film jest po prostu szalony. Nie tylko Tsuda ma obsesję, bo taką samą (a raczej podobną) ma Kojima, w wkrótce i Hiruzu. O ile jednak panów interesuje głównie zadawanie bólu, to dziewczyna zaczyna się rozkoszować kaleczeniem się. Jej związek z Kojimą, fascynacja przemocą, zrodzi z niej masochistkę. Film jest ciekawy wizualnie, i takze wizualnie szalony, mamy tu fragmenty przerysowane, czasem jak żywcem wyciągnięte z jakiegoś komiksu, czasem bardzo teledyskowe co kojarzy się ze wspominanym "Tetsuo". Dodatkowym skojarzeniem jest też obecność kilku scen gore (no i rowniez juz wspomniana wariacka elektroniczna muzyka, która zresztą w tej - agresywniejszej - czy innej formie, towarzyszy dzielom Tsukamoto po dziś dzień).
Dzieło brutalne, makabryczne i naprawdę dobre.
"Bullet Ballet" Shinya Tsukamoto, 1998
Wg. wielu fanów Tsukamoto, jest to jego najlepsze dzieło (choć oczywiście jeszcze więcej preferuje "Tetsuo").
Goda wraca do domu, do swojej dziewczyny, z którą szczęśliwie żyje już od dziesięciu lat. Przychodzi i zastaje na miejscu policję oraz jej zwłoki. Dziewczyna popełniła samobójstwo, strzeliła sobie w łeb. Goda nie wie skąd broń, załamuje się i nagle postanawia, że odnajdzie człowieka, który sprzedał jej tą broń. Krąży nocami po ciemnych uliczkach i obsesyjnie szuka sprzedawców broni. Kiedy już znajduje, to interesuje go tylko dokladnie taka jaką jego dziewczyne się zabiła. OCzywiscie nie znajdzie nigdy sprzedawcy, który jej ją dostarczył. Ale będzie miał pistolet, nienaturalne przedłużenie słabego ludzkiego ciała. I to pistolet stanie się jego obsesją, pistolet i możliwość jego użycia. W międzyczasie natknie się na pewien gang, który nie raz skopie mu dupę. Sam chyba nie wiedząc czemu zacznie za nim podązać, pogrążając się coraz bardziej w autodestrukcji.
Tsukamoto (wbrew pozorom?) coraz bardziej stawia na uczucia. Główny bohater to czlowiek załamany, zagubiony, samotny. Stracił miłość, stracił więc wszystko. Ale przed nim stanie dziewczyna z gangu - nie połączy ich uczucie, a jedynie brak celu i ochota na samobójstwo.
Obraz surowy, znowu cholernie dobry wizualnie, znowu też przyprawiony muzycznym industrialem. To wszystko plus czarno-białe zdjęcia, mogą sugerować powrót do "Tetsuo", ale tak naprawdę z wiekiem Tsukamoto jest coraz dalej od swojego pierwszego wielkiego dziecka. Mimo niemałej ilości przemocy, całość nie jest wcale jakaś brutalna, nie mamy tu już też żadnych elementów gore. Pojawia się za to więcej wyciszenia i smutku. I właśnie chyba tu tkwi odpowiedź na pytanie czemu wlasnie ten film wielu fanów Tsukamoto ceni sobie najbardziej. Jest to tzw. połowa drogi jego reżyserskiej kariery - nie tak drastycznie jak wcześniej, ale nie tak subtelnie jak później, a dokładnie po środku.
"Wąż czerwcowy / Rokugatsu no hebi" Shinya Tsukamoto, 2002
Jakieś duże japońskie miasto i nieustannie padający deszcz. Rinko - cicha i sympatyczna pracownica telefonu zaufania. Shigehiko - jej mąż, spokojny pracoholik. Nie rozmawiają, nie ma między nimi bliskości. Pewnego dnia Rinko dostaje list wypełniony zdjęciami zrobionymi jej po kryjomu. Zdjęciami przedstawiającymi ją onanizującą się. W ciągu kilku następnych dni dostaje następne koperty z następnymi zdjęciami. Wszystkie ukazują ją w różnych miejscach, w których sama się zadowalała, jedna seria zdjęć przedstawia ją stojącą przed lustrem w bardzo krótkiej miniówie. Takiej, w której nie odważyłaby się wyjść z domu. W jednej z takich kopert dostaje telefon komórkowy. Telefon dzwoni, a anonimowy głos namawia ją do wyjścia w owej miniówie na miasto, do kupienia sobie wibratora, do włożenia go sobie i spaceru po mieście, wreszcie do masturbacji (na mieście, oczywiście). Gdy Rinko odmawia, anonim szantazuje ją zdjęciami, jeśli zaś sie zgodzi, obiecuje oddać wszystkie klicze i pozostałe zdjęcia. Rinko wychodzi z domu...
Wbrew pozorom, film nie jest jakiś perwersyjny, zboczony. Ale przepelniony jest erotyką, która spływa po widzu podczas oglądania go, jak krople deszczu nieustannie spływające po głównych bohaterach. Ciągle napięcie, ciągle strach przed nieznanym i samym sobą. Czarno-białe zdjęcia dodają mroku, a przy ciąglej aurze tajemniczości i zagrożenia otrzymujemy dzieło idealnie wpisujące się w ramy kina noir. Tsukamoto zdaje się mówić: nie wstydź się swojego ciala, ale poznaj je, nie wstydź się siebie i tego naco masz ochotę, otwórz się i weź to co chcesz. "Wąż czerwcowy" to pyszne danie, każdy jego składnik jest potrzebny, każdy odgrywa ważną rolę. Danie odpowiednio przyprawione i odpowiednio zaserwowane. Niepokojące, intrygujące, seksowne. SMACZNEGO!
"Vital" Shinya Tsukamoto, 2004
Cytując mojego kolegę (ale i większość krytyków filmowych) "Wąż czerwcowy" i "Vital" to już tzw. dojrzały okres twórczości Tsukamoto. "Vital" zaś uchodzi wlasnie za dzielo najbardziej dojrzałe, po prostu dojrzałe w każdym calu. Taki wlasnie późny okres twórczości tego pana odpowiada mi najbardziej.
Hiroshi miał wypadek samochodowy, budzi się w szpitalu nie mając pamięci. Rodzice wysyłają go na studia medyczne licząc, że tam (a Hiroshi od małego lekarzemchciał być) odzyska pamięć. W międzyczasie Hiroshi dowiaduje się, że mial dziewczynę. Dziewczynę, która w owym wypadku zginęła. Hiroshi na studiach ma przez cztery miesiące lekcje sekcji zwłok. Na stole, przy ktorym stoi Hiroshi znajdują się zwłoki kobiet, okazuje się, że są to zwłoki jego martwej dziewczyny...
Cisza, spokój i wielki smutek. Powolne odzyskiwanie wspomnień i życie przeszłością. Izolacja i mrok, wielka miłość i dokładne poznawanie anatomii ludzkiego ciała. A raczej dokladne poznawanie anatomii ciała martwej miłości będące też konsekwentnym odzyskiwaniem wspomnień. Najspokojniejsze dzieło Tsukamoto, nawet zdjęcia są tu statyczne, znacznie mniej nerwowe (trzęsące się) niz wcześniej. Za to wizualność tego dzieła często okreslana jest mianem piękna. Oryginalny groteskowy dramat na medal.
Dołączył: 13 Sie 2006 Posty: 71 Skąd: lóblin łajt trasz
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006
"The Wind That Shakes the Barley" / "Wiatr buszujący w jęczmieniu" reż. Ken Loach, 2006.
Film traktuje o epizodzie z historii walki wyzwolenczej Irlandii spod jarzma okupacji brytyjskiej i pokazuje przelomowy i bardzo trudny moment tejze walki. Chodzi mianowicie o pakt z 1921 r ktory podzielil Irlandczykow - angole wycofali sie z Irlandii Poludniowej i pozostawili wladze Irlandczykom pod warunkiem przysiegi lojalnosci krolowej i placeniu podatkow brytyjczykom. Warunki te zostaly oficjalnie zaakceptowane co nie wszystkim sie spodobalo i ludzie ktorzy walczyli do tej pory razem przeciwko wspolnemu wrogowi staneli przed nie lada dylematem - nagle okazalo sie ze wrog jest wewnetrzny i jest twoim bratem, linia demarkacyjna konfliktu przebiega w obrebie miasta, dzielnicy, rodzinnego stolu. Ceną fizycznej i panstwowej wolnosci staje się krew rodzonego brata.
Jesli zna sie inny historyczny film Kennetha Loach'a, a mianowicie "Ziemia i wolność" wtedy nie sposob nie dostrzec pokrewienstw tych dwoch obrazow, tematow nurtujacych Loach'a, przewijajacych sie w obu tytulach. Demokracja bezposrednia, swiadomosc obywatelska, komitety dyskusyjne, grupki ludzi ktorzy sa politycznie swiadomi i sa zdeterminowani by cos zmienic, czyli istota spoleczenstwa obywatelskiego jest obecny w obu filmach. Rewolucja i idealizm, gotowosc do poswiecenia w imie marzenia jakim jest [w przypadku "wiatru..."] wolne [w domysle lepsze, kierujace sie zasada poszanowania ludzkiej godnosci i pewnie wieloma innymi zasadami ktorych nie wychwycilem :] panstwo i jak predko w obliczu szczatkowej oferty stabilizacji, ochlapow ludzie rezygnuja z marzen i godza sie na status quo. Podobny motyw jest w "Ziemi i wolności" gdy anarchiści zostaja sprzedani przez komunistow, niektorzy z bojowek anarchistycznych przechodza do komuchow i musza zajac sie czystkami u anarcholi. Oba filmy pokazuja los prawdziwych idealistow i mowi o marzeniach, ktore zazwyczaj hmmm dosc brutalnie weryfikuje rzeczywistosc na rozne sposoby.
Jak i "Ziemia i wolnosc" film nie unika patosu a i nutki sentymentalizmu, wiec nie kazdemu moze przypasc do gustu, w formie tez jest to raczej produkcja tradycyjna, skupiajaca sie bardziej na przekazaniu pewnych uniwersalnych tresci niz eksperymentach formalnych. Psuc odbior moze tez odrobinke angielski z irlandzkim akcentem ale mam nadzieje, ze wkrotce pojawia sie gdzies napisy.
Pozycja raczej dla ludzi interesujacych sie historia i idealistow
Obejrzałem sobie ostatnio ten słynny dokument i jestem nieco rozczarowany. Dość szczegółowo ukazuje realia sceny amerykańskiej anno '77, ale w momentach, w których skupia się na postawie pierwszych członków ruchu, wydaje się nie docierać do sedna.
W filmie możemy zobaczyć wiele archiwalnych występów ówcześnie aktywnych zespołów: Fear, Alice Bagband, Catholic Discipline, The Germs, Circle Jerks, X i legendarnych Black Flag, jeszcze bez Henry?ego Rollinsa i posłuchać wypowiedzi ich członków i sympatyków. Kamera dociera do jednego ze skłotów, gdzie wywiadów udzielają jego mieszkańców. Nie sposób uniknąć porównań do innego kultowego obrazu, Punk '77, który opowiada o początkach sceny w UK skupiając się na jej pierwotnych gwiazdach, The Clash, The Adverts, The Jam i innych. Żywiołowe występy punkowych zespołów stają się pretekstem do rozmów z ich członkami i znajomymi podczas pokoncertowych imprez. W założeniu mają one nakreślić wstępny obraz korzeni kontrkulturowej rewolty i udaje się to znakomicie. Pierwsze angielskie punki, mimo, że wzorcowo non-stop nawaleni, udzielają sensownych wypowiedzi sprawiających wrażenie, że ich autorzy doskonale wiedzą o co im chodzi.
W analogicznym dokumencie ze Stanów serwuje się nam mętny obraz zagubionej generacji, która nie bardzo wie, gdzie podąża. Cały ruch punk wygląda jak weekendowa zabawa zblazowanych nastolatków, którzy porzucą ją z chwilą pójścia do pierwszej pracy. Szczególnie blado wypadają kuchenne rozmowy z naćpanymi punkami nie mogącymi się zdecydować czy udzielają wywiadu na serio czy dla żartów. Podobnie wypowiedzi o początkach Germsów, kiedy to maskując brak umiejętności technicznych posuwali się do tarzania w tłuczonym szkle.
Polecam, bo to zdaje się jedyny film tak daleko sięgający w przeszłość, jeżeli chodzi o narodziny sceny kalifornijskiej, kluczowej dla zrozumienia takich zjawisk jak np. hc. Jednak od twórców takiej formy jak dokument, oczekiwałbym większej dociekliwości.
Muszę przyznać, że nie znam się aż tak dobrze na scenie amerykańskiej; może niedopatrzenie. Staralem się być jednocześnie obiektywny i uwzględnić własne spostrzeżenia - nie uważam, że film nie zasługuje na uwagę. To, że jest kultowy, wiedzą chyba nawet dzieciaki sikające przy Defekcie Muzgó.
Punk '77 o wiele razy lepszy: i jako "dzieło" sztuki filmowej i jako prezentacja kapel, które adoruję daleko bardziej.
Exploited i Adictsów nie pamiętam, chyba nie, ale Vice Squad raczej wystąpili.
Najciekawsze są pierwsze występy Clashów, Advertsów i The Jam. Głównie to zapamiętałem. I jeszcze motyw, że na imprezach ludzie nie słuchali punka (nie mieli nagrań za bardzo jeszcze, albo czuli przesyt) tylko reggae - właściwie wyłacznie Aswad.
nie to widzialem
i przypomnial mi sie tytul, "UK DK - Film About Punks", lub jakos tak
denerwowalo tam jednak to, ze w pokazywanych fragmentach koncertów nie bylo muzyki koncertowej, a wmontowana studyjna
Mnie"Upadek zachodneij cywilizacji" to taka punkowa ciekawostka. Fajnie jest poogladac wczesne wystepy Black Flag czy Circle Jerks, ale-podobnie jak Stanzberg - odnosze wrażenie że ten US punk w zasadzie pusty, bezideowy. zabawa na weekend - dobre określenie.co nie zmienia faktu że tak to najprawdopodbniej wyglądało - muszę jeszcze dorwac "Another State Of Mind", słynny dokument o trasie 7 Seconds, Youth Brigade i jeszcze kilku HC bands.a widział ktoś z Was już "American Hardcore" z 2006? Można tam zobaczyć Black Flag, Cro-Mags, Bad Brains, Suicidal Tendencies,Teen Idles, Minor Threst i inne tego typu pierdoły
_________________ Kill your fucking idols
Just smash them on the wall
Don't buy their senseless records
Don't be their fuckin' toy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz załączać pliki na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum