W słonecznym cieniu, na miękkim kamieniu
Siedziała młoda staruszka,
I nic nie mówiąc, rzekła:
Jestem bezdzietna – mam siedmioro dzieci,
A kiedy pierwszy raz zapiała krowa,
Z komisariatu wyprowadzono żywego nieboszczyka,
Zaprowadzono go do portu,
Gdzie stały trzy statki –
Jeden był cały, drugiego połowa,
a trzeciego wcale nie było.
Wsiadł na ten ostatni
I płynął na wyspy bezludne,
Gdzie się roiło od białych murzynów.
Wlazł na gruszę,
Strząsał pietruszę,
marchewki spadały.
Przyszedł właściciel tego banana –
Złaź pan z tego pana,
Zszedł z tego kasztana,
Pozbierał te kalafiory,
Poszedł na targ sprzedawać te pomidory,
A ludzie się dziwili,
Że takich ogórków nie jedli jak żyli.
A cała ta historia została spisana
Na sto sześćdziesiątym dziewiątym skrawku spódnicy
Pewnej dziewicy,
Która zmarła rok przed swoim urodzeniem,
A urodziła ją sąsiadka,
Bo matka miała wielkie pranie.