Zależy o jakim punkroku mówisz wydarzenia w anglii w latach siedemdziesiatych i wczesniej miały sens - prowokowały do myślenia, bo były czymś nowym. W sferze ideologicznej niestety jak zapewne wiesz - subkultura punk czerpała, no bo nie miała wyjścia z tych rozwiązań, które już funkcjonowały na świecie - socjalizm, komunizm, pacyfizm itd... Musiała coś dokleić bo na samym no future nie zaleci się daleko. NIe mniej jednak, samo pojawienie sie zjawiska punk, było czymś ciekawym dla społeczeństw, gdyż wskazywało, że jest coś innego, że można inaczej. Tak więc punk spełnił rolę w pewnym sensie rewolucyjną gdyż chociażby zaściankowa Polska musiała strawić inność na ulicach i w coraz większej mierze objawiającej się również w róznych formach "życia kulturalnego". Obecnie na ulicach zobaczych panów z irokezami lecącymi do biura, a panie rastamanki z dredami i w żakietach pędzące do swoich korporacji. Punk jest trendy punk jest bardzo pop i jak spiewał kiedyś Crass Punk is dead.
Stan, mój pogląd skłania się ku teorii zaburzeń nerwicowych , bliskich temu o czym wspomniał Mecenas. Otóż jak wynika z różnych badań Polacy są wysoce znerwicowanym społeczeństwem. Produktem tych nerwic jest lęk, który opiera się na niskim poczuciu wartości. Poczucie wartości - nie mówię o tym społecznym, które może być zmienne, rozwijane w różnych obszarach - edukacja, różnego rodzaju osiągnięcia itd. Jednak podstawowym poczuciem wartości wynika z faktu, że ktoś jest istotą ludzką i ma życie - jedyne, niepowtarzalne, jest wyjątkowym nie do potwórzenia "egzemplarzem" Tym, którzy utwierdzają bądź niszczą daną wartość są rodzice. Dość częsty obrazek, to budowanie poczucia wartości dziecka w oparciu o to co inni powiedzą - zobacz jaki jestes brudny inne dzieci to potrafią a ty nie itd... Efekt końcowy to człowiek, który nie potrafi czieszyć sie sobą i życiem ucieka albo w destrukcje, albo stale próbuje udowodnić sobie, że jednak coś znaczy dlatego też osobą zaburzoną może być nawet profesor zwyczajny, gdyż jego osiągnięcia wynikały z tych złych motywacji, podszytych lękiem i ciągłą próbą udowadniania sobie, że jednak jestem kimś. Tak więc w jakimś sensie wszuscy jesteśmy zaburzeni.
Co do indywidualizmu i konformizmu. Wierzę w twórczy indywidualizm kreujący dobre rzeczy i sytuacje. NIe ma nic bardziej banalnego niż negacja czegokolwiek bez wskazania na rozwiązanie.
Muszę doprecyzować moją wypowiedź, dla mnie komunikacja to także szereg zachowań nie tylko werbalnych, ktore wchodzą w zakres normalnego funkcjonowania. Normalną rzeczą jest to, że w okresie nastoletnim wiekszym autorytetem niż rodzice staję się grupa rówieśnicza, która może nieść za sobą znamiona subkultury lub jej fascynacji. W subkulturach komunikacja nie koniecznie jest prostsze, zależy to tylko i wyłącznie od stopnia zabrzenia danej jednostki czy też jednostek.
Dołączę dwa słóweczka. Potrzeba komunikowania się z innymi jest immamentną cechą każdej istoty ludzkiej. Jesli ktoś nie umie tego robić - z różnych przyczyn, o których nie będę teraz się rozwodził poprzestaje czasami tyko i wyłącznie na wspóluczestniczeniu tj. poczuciu przynależności do jakiejś grupy spolecznej, subkultury itd. W dobie internetu, telefonów komórkowych możemy komunikować na odległość, ale nic nie zastąpi komunikacji face to face, która umożliwia nam wejście na płaszczyznę współodczuwania, empatii, syntonii i wpołuczestniczenia. W dzieciństwie gdy tracimy możliwość wpółuczetniczenia oraz więzi emocjonalnych zaczynamy poszukiwać w innych grupach odniesienia i w zależności do szczęścia i kontekstu społecznego możemy trafić do subkultur: punków, skinheadów , gitów itd.....