Pracownicy Służby Celnej nie kryją rozgoryczenia na zarządzenie ministra finansów nakazujące zabicie psów wycofanych ze służby, w sytuacji gdy pies nie znalazł nowego właściciela.
Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. Tak stanowi art. 1 ustawy o ochronie zwierząt. Najnowsze Zarządzenie z dnia 23 listopada w sprawie szkolenia przewodników psów służbowych i psów służbowych w Służbie Celnej oraz utrzymania tych psów nawet nie przewiduje objęcia ochroną i opieką psów, które nie są już wykorzystywane w służbie (z różnych przyczyn), a w razie braku chętnych do przejęcia opieki nad takim psem nakazuje eutanazję nawet zdrowego psa.
Psy od lat pełnią służbę w Służbie Celnej. Nie wyobrażamy sobie zwalczania przemytu narkotyków czy papierosów bez pomocy naszych czworonogów. Swoimi umiejętnościami doprowadzają przemytników do rozpaczy, chronią nasz budżet przed skutkami oszustw, zachwycają na licznych pokazach i konkursach. Są to zwierzęta starannie wyselekcjonowane, wyszkolone, bardzo inteligentne, które rozumieją i czują. Wydawałoby się, że skoro z nawiązką zapracowały na swoje utrzymanie, to Służba Celna zapewni im przynajmniej budę i miskę karmy na zasłużonej emeryturze.
W Służbie Celnej obowiązuje praktyka, że pies spędza czas z przewodnikiem i jest traktowany jak członek rodziny. Pozostaje nim także po ustaniu służby, kiedy to najczęściej przewodnicy przejmują cały ciężar utrzymania psa. Tym większe jest rozgoryczenie z powodu podpisanego właśnie Zarządzenia Ministra Finansów, które reguluje także przypadki wycofania psa z użytkowania oraz tryb postępowania ze zwierzakami.
Pies może zostać wycofany ze służby nawet gdy jest zdrowy, ale np. jest za stary, utraci węch, wzrok, słuch, zajdzie konieczność nowego przeszkolenia. Jeżeli przewodnik nie będzie mógł podjąć opieki, nie znajdzie się inny zainteresowany wykorzystaniem psa, nikt nie zechce go kupić to Dyrektor Izby Celnej MUSI przekazać psa do punktu weterynaryjnego w celu eutanazji. Nie przewiduje się żadnej możliwości powierzenia opieki nad psem ani pokrycia kosztów wyżywienia i leczenia. Zarządzenie ma charakter polecenia służbowego, które dyrektor jest zobowiązany wykonać. Tymczasem to polecenie łamie ustawę o ochronie zwierząt, która reguluje przypadki uśmiercenia zwierząt - twierdzą celnicy. Za zabicie psa z naruszeniem tych zasad grozi kara grzywny, kara ograniczenia wolności albo pozbawienie wolności do roku.
Decyzja o treści Zarządzenia została podjęta - jak czytamy na stronie celnicy.pl -świadomie. W trakcie prac nad treścią nowych regulacji Ministerstwo Finansów było informowane, że propozycje naruszają prawa zwierząt: http://karne.pl/wykroczenia.html
No cóż wyeksploatować i uśpić czy tylko ja odnoszę wrażenie ze reforma podnosząca wiek emerytalny zmierza do tego samego. Za takie pomysły powinno się skazywać delikwenta na publiczny ostracyzm ale to raczej nie w Polsce gdzie połowa sejmu to myśliwi z Bronkiem "bulem " Komorowskim na czele. Szkoda ze w świadomości rodaków zwierze to jedzenie ubranie robotnik rozrywka a nie czująca istota.
psy z nieuleczalną chorobą też mogą żyć, tylko trzeba chcieć je leczyć
jak ten człowiek co jest partnerem psa, nie będzie chciał go zatrzymać po tym jak pies będzie już się do pracy nie nadawał - to myślisz że co się z nimi dzieje? trafiają do schronów jak każde inne...
Dołączył: 06 Cze 2011 Posty: 590 Skąd: od bociana Płeć:
Wysłany: Pon 12 Gru, 2011
wydaje mi się że jeśli opiekun psa jest już gościem co przepracował z nim kilka lat to jest tak przywiązany do niego że weźmie go do siebie. a w ogóle wytresowany i mądry pies to coś zajebistego, bo dzieci nie skrzywdzi, pobawi się i domu popilnuje
A jakby ktoś się zagłębił bardziej w temat dowiedziałby się, że nie ma mowy o usypianiu zdrowych psów - chodzi tylko o te z nieuleczalną chorobą, itp.
Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. Tak stanowi art. 1 ustawy o ochronie zwierząt. Najnowsze Zarządzenie z dnia 23 listopada w sprawie szkolenia przewodników psów służbowych i psów służbowych w Służbie Celnej oraz utrzymania tych psów nawet nie przewiduje objęcia ochroną i opieką psów, które nie są już wykorzystywane w służbie (z różnych przyczyn), a w razie braku chętnych do przejęcia opieki nad takim psem nakazuje eutanazję nawet zdrowego psa.
Odnoszę się tylko do postu Budynia nie wiem z skąd on wziął ten artykuł i jeżeli to prawda co jest napisane w pierwszym poscie to cóż podtrzymuje to co napisałem wczesniej
Panie,wytłumacz mi czym różni się pies zwykły od szkolonego?Być może zwierzęta te są później niebezpieczne dla otoczenia?{znerwicowane,uzależnione?}Nie wiem na czym polega szkolenie psa do wykrywania narkotyków?Mogę się tylko domyślać,że dozowane są im pewne dawki aby potem niczym ćpun szukał jeszcze?Może się mylę?Ale coś za coś.
Z tego co mówili nie było ani jednego przypadku, żeby ktoś uśpił zdrowego psa.
nie wycinaj fragmentu - napisałam, że schronisko
nazik napisał/a:
Pewnie, że tak. Nie mniej jednak jestem zdania, że staremu, zniedołężniałemu, męczącemu się przez chorobę psu można by ulżyć.
a gdzie jest ta granica?
z resztą pies nie jest umierający z dnia na dzień
Cytat:
wydaje mi się że jeśli opiekun psa jest już gościem co przepracował z nim kilka lat to jest tak przywiązany do niego że weźmie go do siebie
są też tacy co nie będą chcieli
jak pies pracuje to opiekun dostaje kasę na utrzymanie, na psa na ''emeryturze'' nie będzie dostawał..
a utrzymanie starego psa kosztuje więcej (jeśli ma się zamiar o niego dbać)
michał ze wsi 2 napisał/a:
Mogę się tylko domyślać,że dozowane są im pewne dawki aby potem niczym ćpun szukał jeszcze?Może się mylę?
Tak tylko zgaduję,powiedzmy przy szkoleniu jak dadzą powąchać trawólca to psu nic nie będzie ale jak sztachnie się amfetaminą czy podobnym proszkiem za mocno to może się czasem nakręcić?Tak samo w pracy,jak znajdzie gdzieś proszki rozsypane to też będzie to niuchał i wciągał.Tak kalkuluję na chłopski rozum,że może i szkolenie wygląda podobnie.Skoro się mylę, trudno, nie jest to dla mnie tak istotna sprawa.
Jeśli ktoś się na to zgadza, nie chce się męczyć to okej, jego sprawa.
Dobrze,jeśli się nie chce męczyć to jego sprawa i niech palnie sobie sam,a nie wyręcza się drugą osobą,bo tym różni się eutanazja od samobójstwa.Na pewno znalazłby się nie jeden ochotnik do wykonywania tych czynności,choć i bez tego moim zdaniem świrów nie brakuje więc po co hodować następnych.W dobie komputerów nawet dla sparaliżowanego można wymyślić urządzenie samozagłady.Np.Wsiadasz do urządzenia, naciskasz specjalny guzik,uruchamiając pałkę,którą dostajesz w łeb.Proste i skuteczne.Sam decydujesz.
Ale to tak na marginesie,bo nie na temat.
Okej, jak może niech sam to zrobi, ale jak jest "rośliną", to co?
To jest jeszcze inna kwestia decyzji za kogoś kto żyje,jest nieprzytomny i uzależniony od aparatury.Można sobie dyskutować ,trudno jednak mieć wyrobione zdanie na ten temat,gdy problem dotyczy obcych ludzi.Chyba jednak też bym odłączył gdyby nie było nadziei.W każdej chwili jestem świadomy,że kres czeka każdego.I gdyby mi to zrobili nie miałbym pretensji,nawet mogli by wziąć coś ze mnie jakby się przydało.Ale też wierzę,że każdy kto świadomie trybi mózgiem ma tu jakieś zadanie.I dla tego "eutanazja na życzenie" zainteresowanego do mnie nie przemawia.To w sumie chyba mamy zdanie podobne.
Co powiesz na sytuację, w której gość leży w męczarniach, jest sparaliżowany, porozumiewa się np. za pomocą mrugnięć. Chce, żeby go odłączyli, skrócili cierpienie - i Ty jako np. brat, syn zgodzisz się na odłączenie a tym samym odesłanie go na tamten świat?
Masz rację,to nie są sprawy do jednego worka.Może i nie potrzebnie sobie z tego żartuję.Każdy tego typu przypadek jest odosobniony.Inaczej będziesz patrzył na jakiegoś który w ten sposób odbiera lekcję pokory za powiedzmy chojrakowanie samochodem,a inaczej na jego ofiarę.Osobiście mam trochę łatwiej jako wierzący.Dlatego piszę tu o specjalnym podejściu do osób,które trybią swoim mózgiem,mogą czytać czy słuchać i mogą np.poznać sens swojego istnienia,cierpienia czy przebaczenia.Nie chciałbym jednak prawić teraz kazań.Co bym zrobił?Pewnie się modlił,nie odłączał na życzenie,zarówno w sytuacji gdybym sam leżał jak i za leżącego brata.Wieloletnie cierpienie człowieka jest przerażające,może to trochę głupio i egoistycznie zabrzmi ale dzięki tym ludziom człowiek czasami uzmysławia sobie ile sam ma i nie docenia tego.Cierpienie uczy miłości. Chory jest wdzięczny opiekunowi za troskę i naturalnym staje się w pewnym okresie,że nie chce być dla niego ciężarem i nawet prosi go o odłączenie,a z drugiej strony opiekun też zauważa,że w trakcie choroby były czasem chwile fajne i dlatego waha się odłączyć z myślą,że takowe jeszcze się zdarzą.Opieka nie dla wszystkich jest ciężarem oczywiście np.matka Teresa z Kalkuty i jej towarzyszki traktowała to jako posługę.Znajomy opiekuje się wraz z żoną leżącą od siedmiu lat teściową.I nam może się zdarzyć,że matka czy ojciec się położą i co wtedy?Przyjdą chwile załamania rodzic będzie krzyczał "dobij",a ty weźmiesz młotek i pomożesz?Wątpię.To zagadnienie jest trudne i nie potrafię go inaczej wytłumaczyć.Nie wiem czy zadowoliłem czy nie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz załączać pliki na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum